Dzisiaj byliśmy na pielgrzymce. Jaka szkoda, że Tashunka nie była z nami:( Było fajnie. Były na niej niestety tylko trzy wilki: ja -Nadia, Tatanka Yotanka i Błyskawica. Gdy szłyśmy, a właściwie szliśmy z kościoła do „Domu Pielgrzyma” to ksiądz powiedział że jest do niego tylko 200m, a okazało się aż 700! A moja mama wciąż myliła św. Franciszka z Antonim! Jadłyśmy zapiekanki, duszone ziemniaki z koperkiem, kotlet i surówkę, która tak smakowała Błyskawicy, że ten kto nie chciał (ja i mama Błyskawicy) dawał jej. W końcu uzbierały jej się aż 3 surówki, które oznajmiła, że zabierze do szkoły! A piłyśmy herbatę, sok, wodę i gorącą czekoladę.
Gdy czekaliśmy na przełęczy Tąpadła spotkałyśmy kocura. Wszyscy dawali mu jeść, Błyskawica dała mu prawie połowę swojej bułki z sersem, a inni dawali mu szyneczkę. Potem ten kociak zaprowadził nas do kolejnego kota, który sprawiał wrażenie niebieskiego, pręgowanego. To była jego partnerka:). Jednak ona nie dawała się głaskać i nosić, tak jak drugi kot. Nagle zobaczyłyśmy, że jest też mały kociak! Niestety nie udało się go złapać:(. Zrobiłam im sesję zdjęciową! A teraz coś o tym, co się zdarzyło gdy szliśmy pod górę.
No, co tu dużo mówić… Góra jak każda inna. Ja i Błyskawica byłyśmy potwornie zmęczone. Opadałyśmy z sił, a mama Błyskawicy (była tak jakby „zastępczą Akelą”) holowała nas:). Jakoś doszłyśmy. Na szczycie była wielka gra. Gra polegała na tym, że każda gromada musiała znaleźć balonik ze swoim kolorem (my mieliśmy pomarańczowy), a potem rozbić go i zrobić zadania z niego. Niestety nie zdążyłyśmy:(. Wszystkie z nas kupiły sobie liska z gipsu, który był w „Domu Turysty” za 12zł. Błyskawica kupiła sobie jeszcze dwa ptaszki na posążku, a na nim napis „Ślęża”. Były też małe komplikacje z dojazdem, ale wszystko samo jakoś się ułożyło. A teraz to dopiero zaczyna się historia… Niby mieliśmy iść już pod górę najpierw czerwonym, a potem czarnym szlakiem, ale jednak poszliśmy żółtym. Z powrotem szliśmy szlakiem czerwonym. Były tam skały, obłocone, zgniłe liście, które były mokre (nie napisałam wam jeszcze, ale padał deszcz, śnieg i grad), było mokro i ślisko. Wszyscy tak szybko poszli do przodu że, ja i moja mama nie mogłyśmy nadążyć (mama miała nieodpowiednie, wilcze buty)! Potem wilk Natalia(Akela) wyszła nam naprzeciw i w końcu bezpiecznie odjechałyśmy autokarem. Po Mszy św. nie mogliśmy znaleźć miejsca w „Domu Pielgrzyma” i musiałyśmy przenieść się z obiadkiem do samochodu:). A gdy jechaliśmy już z powrotem (Błyskawica i ja razem, Tatanka Yotanka osobno) mijaliśmy wypadek samochodowy! Całe szczęście nikomu nic się nie stało i wszystko dobrze się skończyło! Jeszcze na koniec chciałabym opowiedzieć trochę o najmniejszym uczestniku pielgrzymki. Ten uczestnik nazywa się Martusia. Szła prawie całą drogę sama! To młodsza siostra Tatanki Yotanki. Na pielgrzymce byli też rodzice wilków czyli: mama i tata Tatanki Yotanki i Martusi, moi rodzice oraz mama Błyskawicy. No trochę dzisiaj się napisałam 🙂
Asia Myślińska, wilczek szóstki białej
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.